8/7/2018
Kiedy myślimy o Niebie często traktujemy je w kategoriach nagrody. Dobre życie, według Bożych przykazań, równa się – w naszym mniemaniu – dostępowi do Nieba. Moc wiary i moc zwycięstwa splatają się i przenikają w tych naszych wyobrażeniach. Nie pozostaje miejsca na niemoc, na upadek, na słabość. W naszej perspektywie tak często gubimy drogę – wyboistą ze swej natury, pełną potknięć i błądzenia. Pełną niemocy, pełną upadków i słabości.
Bóg jednak kieruje się inną logiką. Pan mówi do św. Pawła: moc w słabości się doskonali [2 Kor 12,9]. W tym prostym zdaniu kryje się ogrom łaski i miłosierdzia. Bóg jest miłosierny – to jest podstawowy komunikat płynący z tego zdania. Kocha, więc wybacza. Miłuje, więc docenia wysiłek znacznie bardziej niż wini za upadek. Mówi: idź i próbuj być lepszy. Nie nakazuje niczego, a raczej delikatnie, subtelnie popycha we właściwym kierunku.
Mocni możemy być jedynie zauważając nasze słabości. Żyjąc naszymi słabościami tak, by w końcu słabość zmieniła się w moc. By ze zła wypłynęło dobro, tak jak z cierpienia Jezusa na krzyżu wypłynęło zbawienie. W moich słabościach, w moich upadkach, w moich niemocach może ujawnić się Dobro, gdyż dopuszczając do siebie fakt, iż mój grzech istnieje i jest niemiły Bogu, dopuszczam do siebie zbawczą Moc – Boga, który ożywia mnie i obdarza niezasłużenie swą miłością. Tak przynajmniej odczytuję słowa Pisma.
Moc w słabości się doskonali. To według mnie jedno z najpiękniejszych i najgłębszych zdań, jakie Pan wypowiada do swych uczniów, czyli też i do nas. Czytelne, bo codzienne. Kojące, bo pokazujące inną, Bożą perspektywę. I tak skrucha to nie samokarcenie. Moc zaś to nie tryumfalizm, a prostota serca, pokora i uniżenie. Moc to także droga, która do niej wiedzie. Każdy odcisk. Każdy siniak. Każda minuta „stracona” na bezdrożach – z dala od celu, jakim jest Niebo. Wszystkie te świadectwa drogi są immanentną częścią tego, kim się staję – o ile tylko zostaną właściwie odczytane, staną się budulcem mej mocy.
Godność człowieka, moja godność, buduje się na fundamencie wszystkich tych upadków i podźwignięć, odejść i powrotów. Staję się w pełni człowiekiem, na obraz i podobieństwo Boże, dostrzegając swoją słabość i mierząc wyżej – bez pychy i buty, ale ze świadomością obranego celu. „Jestem grzesznikiem” – to zdanie, które nie dla samobiczowania, ale dla trzeźwego oglądu własnego życia, trzeba sobie powtarzać co dzień, by nigdy nie zapomnieć, że nasze człowieczeństwo naznaczone jest grzechem i nie możemy tego zmienić inaczej, jak tylko kierując swe oczy ku górze, bo stamtąd – od Boga – pochodzi zbawienie i tylko On może odmienić mnie i moją grzeszną naturę.
Dlatego powtarzam na koniec dnia słowa zaczerpnięte z dzisiejszego psalmu responsoryjnego [Ps 123(122),1-2]. Do Ciebie wznoszę me oczy, który mieszkasz w niebie. Oto jak oczy sług są zwrócone na ręce ich panów i jak oczy służącej na ręce jej pani, tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu, dopóki się nie zmiłuje nad nami.
1 Comment